rabunkowych. Słyszał, że ktoś chodzi po domu i ukrył się, oczywiście. Doleciał go także jakiś syk, podobny do odgłosu rury, z której wypuszczano powietrze. Drugi fakt, to krągła, mokra plama, tuż przy ręce nieboszczyka. Zrazu myślałem, że jest to znak Czerwonego Kręgu, ale odnalazłem drugą taką plamę na kołdrze. Lekarz nie mógł stwierdzić przyczyny śmierci. Bankier Brabazon, z którym mówiłem telefonicznie, oświadczył, że Marl podniósł wczoraj znaczną kwotę, którą konto jego zostało zamknięte. Posprzeczali się o coś. Kasę otworzył, oczywiście, Flush Barnet, ale podczas rewizji nie znaleziono przy nim gotówki. Były tam tylko drobiazgi. Kto atoli wziął pieniądze, niewiadomo!
Derrick Yale przeszedł się po pokoju, mając ręce na plecach, a brodę zwieszoną na piersi.
— Czy wiesz pan coś o Brabazonie? — spytał.
— Wiem tyle tylko, że jest bankierem i prowadzi interesy z zagranicą.
— Czy jest wypłacalny? — rzekł Yale wprost, a inspektor podniósł nań zamglone oczy.
— Nie, — odparł — mamy nawet parę zażaleń odnośnie do jego postępowania.
— Czy Marl i Brabazon byli dobrymi przyjaciółmi?
— Dość dobrymi! — oświadczył Parr z wahaniem. — O ile wywnioskować mogłem z urzędowych relacji, posiadał Marl jakąś władzę nad Brabazonem.
— A więc Brabazon nie jest wypłacalny! — powiedział Derrick z zadumą. — Marl zamyka konto swoje. W jakich warunkach? Czy był w banku?
Inspektor opowiedział pokrótce, co zaszło, a znane mu było, widocznie, wszystko, co się tam dzieje.
Derrick Yale nabrał szacunku dla tego człowieka, którego uważał dotąd za ograniczonego.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.