— Teraz nie czuć, oczywiście, nic! — rzekł Yale, jakby do siebie i znowu przyklęknął nad dywanem. Zakaszlał i wstał spiesznie.
Tymczasem policjant wrócił z dolną częścią flaszki. Było tam na dnie kilka kropel płynu, który Yale wylał sobie na dłoń.
— Woda z mydłem! — powiedział. — Oczekiwałem tego. A teraz mogę powiedzieć, w jaki sposób został zamordowany Marl. Oto złodziej pański, Flush Barnet, słyszał syk. Był to odgłos trującego gazu, który wypuszczono z flaszki żelaznej. Było tam dość, chyba, materjału na kilku ludzi. Gaz ten unosi się jeszcze nad podłogą, jest ciężki, przeto opada.
— Jakże tem zdołano zamordować Marla? Czyż mu pompowano to na głowę?
— Derrick Yale potrząsnął głową.
— Czerwony Krąg posiada metody prostsze i skuteczniejsze! — powiedział sposkojnie. — Puszczano bańki mydlane.
— Bańki mydlane?
— Koniec flaszki, jak pan to może do tej pory stwierdzić, zanurzono w roztwór mydła w wodzie i przetknięto przez wylot wentylatora. Po uchyleniu zatrzasku utworzyła się bańka, którą strzepnięto na śpiącego. Kilka tych baniek pękło na stole, kołdrze i ścianie, gdzie dotąd są plamy. Ale sądzę, że nastąpiło to już po jego śmierci, bowiem bańki musiały też paść mu na twarz, a w takim razie skon nastąpił natychmiast.
Parr słuchał z otwartemi ustami.
— Wszystko to skombinowałem sobie, jadąc tu! Krągła plama na poduszce obudziła wspomnienia młodości, kiedy to puszczałem bańki mydlane, a posłyszawszy o owym syku, byłem już pewny swego.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.