Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/114

Wystąpił problem z korektą tej strony.

„Przeszkody“, ciągnął Emanuel dalej z p[ato]sem, „były straszne. Robota również utrudn[iona] z powodu zbliżającego się dnia zaślubin król[ew]skich. Wasza Ekscelencja zna naszych ludzi. [Na]przód trudność zwiezienia materjału, a potem [brak] rąk roboczych, lecz ja, don Emanuel de Silva, [po]radziłem sobie z tem wszystkiem. Ja, który b[udo]wałem pałace i najpiękniejsze świątynie, zn[ala]złem robotników w Avilli, błagałem, [aż] płakałem wreszcie przystąpili do pracy. Noc i dzień p[raco]wali, aż wreszce zrobili.
Gonsalez znowu skinął głową. W milczeniu [o]tworzył szufladę i dobył z niej cienki zwitek [pa]pieru.
„Czy tak, jak było wymienione“? zapy[tał] rozkładając dokument.
„Nawet lepiej“, odetchnął głęboko budow[ni]czy, a w oczach jego pojawił się, jakgdyby bl[ask] przestrachu.
Gonsalez otworzył drugą szufladę i wyją[ł z] niej grubą paczkę banknotów. Z paczki zdjął o[pa]skę gumową i począł liczyć banknoty w milcze[niu.] Przeliczone położył na biurku przed gościem.
„Piętnaście tysięcy pesetów“, rzekł. „Jest[em] panu wdzięczny, don Emanuel“, podsunął b[an]knoty w stronę budowniczego.
Potok komplementów spłynął z ust don E[ma]nuela.
„Niezwykle szczęśliwy jestem, że mogł[em] czemśkolwiek przysłużyć Waszej Ekscelen[cji,] lecz... naturalnie robotnicy moi pytał z zacie[ka]wieniem, na jaki cel wybudowana została ta dzi[w]-