Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/132

Wystąpił problem z korektą tej strony.

„Książę przejeżdża”, rzekł Manfred, podchodząc do okna.
W tym samym czasie, przy oknie w pokoju swym w hotelu de la Paix, Dama z Gratzu, mnąc w dłoniach małą batystową chusteczkę, oczekiwała niecierpliwie wybuchu podrzuconej bomby.

ROZDZIAŁ XII.
WYROK.

Trzej mężczyźni siedzieli w mrocznym [...] przy dużym stole, na którym stała zwykła [...] lampa. Pokój ten, zdaniem Manfreda [...] się być jakąś klasą szkolną, bowiem [...] było jeszcze ślady, jakgdyby [...]ficznych. Manuel zaobserwował, że [... ta]jemniczych tych ludzi był ranny i ramię jego zwisało na temblaku. On to zadawał najwięcej pytań.
„Jakie jest wasze nazwisko”? „Odmawiam odpowiedzi”.
„Czy nie brzmi ono Manuel Zaragoza”? „Możliwe”.
„Czy jesteście anarchistą?
„Jestem takim, jakim mnie opłacą”.
„A wy”? zwrócił się do następnego, „czy nazywacie się Lomondo”?
„Nie odpowiem”, syknął tamten z wzrokiem, utkwionym w podłodze.
„Obydwaj jesteście z Barcelony i uważani jesteście za notorycznych rzezimieszków”, ciągnął dalej Manfred, poczem zwrócił się do Gonsaleza.