odpowie, a za trzecim takiego kuksa da ci w bok, że świeczki w oczach stają. Dalej siedzi czarniawy i posępny na twarzy jeden, co się nazywa Franti. Biedak był już wypędzony z jednej sekcji szkolnej.
Są też dwaj bracia, jednako odziani, i tak są do siebie podobni jak dwie krople wody. Ci noszą kapelusze kalabryjskie na ucho, z bażancim piórem, z wielką fantazją. Ale najurodziwszy ze wszystkich, najwięcej zdolny i który z pewnością przez ten rok także będzie pierwszym uczniem — to Derossi. Nauczyciel się już na nim poznał i raz wraz go do tablicy wyrywa.
Ja przecież i tak wolę Precossiego, tego syna kowala, co ma tę długą kamizelkę i jest chorowity. Podobno go ojciec bije. Może, bo chłopak jest bardzo zalękniony, a jak kogo trąci, albo o co spyta, to zawsze dodaje — przepraszam bardzo — i tak żałośnie patrzy tymi smutnymi oczyma. Ale jednak Garrone jest i największy, i najlepszy ze wszystkich.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Zdarzyło mi się poznać Garronego bliżej, tego ranka. Kiedym przyszedł do szkoły — a spóźniłem się trochę, bo mnie zatrzymała nauczycielka z pierwszej wyższej, aby zapytać, o której godzinie mogłaby przyjść nas odwiedzić, tak żeby zastać mnie w domu — nauczyciela jeszcze nie było, a trzej czy czterej chłopcy znęcali się nad biednym Crossim, tym rudym, co to ma rękę uschniętą a matka jego sprzedaje jarzyny. Szturchali go liniami, rzucali mu w twarz łupiny od kasztanów, przezywali mańkutem i strachem na wróble przedrzeźniając jak to on rękę na temblaku nosi. A biedny kaleka stał w głębi ławek blady i milczał patrząc błagalnie to jednemu to