ubliżające, głupie, niegodne, jakie powiedziałem przeciw twemu ojcu, którego rękę ściskając mój ojciec zaszczycony się czuje.
Rzucił się biedny węglarz i raz jeszcze chciał przeszkodzić, ale pan Nobis nie ustąpił, aż synek jego cienkim głosem, powoli, nie podnosząc oczu od ziemi, powtórzył przeproszenie to co do słowa. Wtedy pan podał rękę węglarzowi, który ją silnie uścisnął, po czym zaraz popchnął swego chłopaka w ramiona Karola.
— Uczyń mi pan tę łaskę — rzekł wtedy pan Nobis do nauczyciela — i posadź ich w jednej ławce.
Nauczyciel posadził Bettiego przy Karolu Nobis, a kiedy już byli na miejscu, ojciec jego ukłonił się i wyszedł.
Węglarz stał przez chwilę jakby odurzony patrząc na obu sąsiadujących z sobą chłopców, potem podszedł do ławki i patrzył na Nobisa, przyjaźnie a żałośnie, tak jakby mu coś miał do powiedzenia. Ale nie powiedział nic, tylko wyciągnął rękę żeby go pokłaskać. I tego przecież nie śmiał; musnął mu więc tylko czoło swymi grubymi palcami, zwrócił się ku drzwiom a obejrzawszy się raz jeszcze wyszedł cicho.
— Pamiętajcie o tym, coście tu widzieli, chłopcy — rzekł wtedy nauczyciel — bo to jest najpiękniejsza lekcja tegoroczna!
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Synek węglarza był dawniej uczniem panny Delcati, która przyszła dziś odwiedzić mojego słabego braciszka i ze śmiechem nam opowiadała, jak dwa lata temu matka tego chłopca przyniosła jej pełny fartuch węgli,