Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

a moje t i moje l wyglądają jak małe wężyczki. Powiada nauczyciel: — Coś ty chłopcze robił, że ci się tak ręka trzęsie? — Ja, nic, panie nauczycielu! Fechtowałem się!... Co tam, wszystko głupstwo, byle mama była zdrowa! Dziś jej lepiej, dzięki Bogu! A gramatyki nauczę się jutro rano, jak tylko świtać zacznie... A otóż wóz ze szczapami! Do roboty!
Jakoż przed sklepem zatrzymał się wóz naładowany szczapami. Coretti wybiegł rozmówić się z woźnicą i powrócił zaraz.
— Nie mogę ci już dotrzymać towarzystwa — rzekł mi. — Do widzenia jutro! Dobrześ zrobił, żeś mnie odwiedził! Życzę ci miłej przechadzki! Ty, szczęśliwcze!...
I uścisnąwszy mi rękę, chwycił pierwszą szczapę i zaczął się uwijać między wozem a sklepem, z tą swoją kwitnącą twarzą pod beretem z kociej sierci, tak żwawo, że aż patrzeć miło.
Szczęśliwcze! powiedział do mnie... Ach, nie Coretti, nie! Ty jesteś daleko szczęśliwszy, bo się nie tylko uczysz, ale i pracujesz, bo jesteś lepszy, sto razy lepszy i więcej wart ode mnie, drogi mój kolego!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·



Nasz dyrektor.
18. piątek.

Bardzo rad był Coretti dzisiejszego ranka, bo na egzamin miesięczny przyszedł jego nauczyciel z drugiej, Caotti, olbrzym z ogromną kędzierzawą czupryną, z wielką czarną brodą, z wielkimi czarnymi oczyma i z głosem tak srogim jakby z armat bił. Straszy on zawsze chłopców, że ich w kawałki porąbie, że ich za kark weźmie i do kwestury poprowadzi i okropnie srogie robi miny, ale żadnego nigdy nie trąci, a nawet uśmiecha się pod wąsem nie wiedząc sam o tym. — Z Caottim jest nau-