ukaże zza węgła jego postać wysoka i ciemna, tam zaraz się rozbiegają gromadki chłopców grających w piłkę i puszczających latawce, a on im tylko z daleka pogrozi, z tą swoją twarzą smutną a przyjazną. Moja matka mówi, że nikt go nie widział śmiejącym się od czasu jak mu umarł syn, który był ochotnikiem w armii, i że zawsze ma przed oczyma jego portrecik na stole w kancelarii. I że po tym nieszczęściu chciał miejsce porzucić i już podanie o dymisję do Magistratu napisał i na tym stoliku je gotowe miał, ale odkładał je z dnia na dzień, bo mu żal było rozstać się z uczniami. Ale jednego dnia już się zdecydował, a ojciec mój, który był wtedy w dyrekcji, rzekł:
— Jaka szkoda, panie dyrektorze, że nas pan opuszcza!
A wtem wszedł jakiś pan ażeby zapisać syna, który przechodził do naszej sekcji z innej, bo rodzice jego zmienili mieszkanie. Zobaczywszy chłopca dyrektor aż się ze zdziwienia cofnął, popatrzył chwilę na chłopca potem na portrecik przed sobą stojący, potem znów na chłopca, którego przyciągnąwszy, między kolana go wziął i twarz jego podniósł ku sobie. A ten chłopiec był zupełnie podobny do jego zmarłego syna. Więc powiedział: Dobrze. Zapisał ucznia, pożegnał tego pana i tego chłopca, i zamyślił się głęboko. A wtedy ojciec mój powtórzył:
— Jaka szkoda, że nas opuszczasz, dyrektorze!
A on wziął swoje podanie o dymisję, rozdarł na dwoje i rzekł:
— Zostaję!
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Nelli, biedny garbusek, nosi zawsze długi, czarny ceratowy fartuch.