pierwszym od tylu miesięcy, snem cichym, spokojnym... A sny miał miłe, radosne, śmiejące. A kiedy oczy otworzył, a słońce dość już wysoko było na niebie, najpierw uczuł, a potem zobaczył, tuż przy piersiach swoich, na brzegu łóżeczka siwą głowę ojca, który tak noc całą spędził i spał jeszcze, czołem o serce syna oparty.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Jeden Stardi z naszej klasy miałby siłę to zrobić, co zrobił mały Florentczyk!
Dziś rano były dwa zdarzenia w szkole Po pierwsze: szalona radość Garoffiego, któremu odesłano jego drogi album, i to z dodatkiem dwóch rzadkich marek rzeczypospolitej Guatemala, których właśnie poszukiwał już od trzech miesięcy; a po wtóre zdumienie nas wszystkich, bo Stardi dostał drugi medal i został pierwszym po Derossim uczniem w całej klasie. Okropnie byliśmy tym zdziwieni! Ktoby to pomyślał w październiku, kiedy ojciec przyprowadził go do szkoły odzianego w ten zielony kubrak, i rzekł do nauczyciela:
— Będzie pan z nim musiał zażyć wiele cierpliwości, bo jest tępy, pojmuje wszystko z wielkim trudem...
Wszyscyśmy wołali na niego: „barania głowa“, A on: — Albo umrę, albo zwyciężę! — i zaraz się wziął do nauki na śmierć i na życie.
Uczył się w dzień, uczył się w nocy, uczył się domu, uczył się w szkole, uczył się nawet na spacerze, ściskając zęby i pięście, jak wół cierpliwy, jak muł uparty, i szedł tak dzień po dniu nie dbając na przezwiska, obdzielając kuksami tych, co mu przeszkadzali, a przeszedł wszystkich i wszystkich wyprzedził, oprócz Derossiego, ten uparty kozieł! Nie rozumiał ani źdźbła