Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscyśmy się zresztą uśmiechali, prócz Stardiego, który już pod nosem mamrotał przepowiadając jutrzejszą lekcję ranną.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·



Wdzięczność.
31. sobota.

...Twój kolega, Stardi, nie skarży się nigdy na swego nauczyciela, jestem tego pewny. „Nauczyciel był w złym humorze, był zniecierpliwiony“ — wyraziłeś się świeżo z niechęcią. Ale pomyśl, chłopcze, ileż to razy ty sam okazujesz zniecierpliwienie. I to komu? Swojej matce, swemu ojcu, względem których zniecierpliwienie twoje już jest przekroczeniem. Twój nauczyciel ma nieraz aż nadto powodów do niecierpliwości. Zastanów się tylko, ile on to już lat męczy się z uczniami, którzy przecież nie wszyscy są grzeczni i przywiązani, owszem, większa część jest niewdzięcznych, nadużywających jego dobroci, i trudów jego nie uznaje wcale; tak że z was wszystkich ma daleko więcej goryczy i umartwienia, niżeli pociechy.
Zastanów się, że i święty na jego miejscu nieraz by się rozgniewał. A żebyś wiedział ile to razy idzie nauczyciel na lekcję chory, dlatego tylko, że choroba jego nie jest obłożna i nie uwalnia go od godzin szkolnych. Cierpi, więc się niecierpliwi, a ból jego powiększa się jeszcze, gdy widzi, że nic sobie z niczego nie robicie, albo że nadużywacie jego osłabienia.
Szanuj, synu, i kochaj nauczyciela swego. Kochaj go, bo twój ojciec kocha go i szanuje; bo życie jego poświęcone jest dobru setek dzieci, które kiedyś zapomną o nim; kochaj go, bo on rozwija i oświeca twój rozum, bo on kształci duszę twoją. Kochaj go, bo gdy zostaniesz człowiekiem, a nas już nie będzie na świecie, ani