Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.
Zastępca.
4. środa.

Miał słuszność mój ojciec! Nauczyciel był w złym humorze, bo był niezdrów. Od trzech dni przychodzi za niego do naszej klasy zastępca, ten mały, bez wąsów, co to jeszcze sam mógłby za uczniaka uchodzić.
Brzydka się rzecz u nas zdarzyła dziś z rana. Już pierwszego i drugiego dnia hałasowała klasa że strach, bo zastępca jest bardzo łagodny; ciągle tylko mówi: — Cicho, Cicho, Cicho, proszę!
Naturalnie, że to na nic!
Ale co dziś, to już było nie do wytrzymania. Taki hałas, taki wrzask, że jednego słowa z lekcji usłyszeć nie można było, a zastępca ciągle tylko wołał: — Cicho! — i — cicho! — aż ochrypł!
Dyrektor, jak to on często chodzi po korytarzach, dwa razy zatrzymał się we drzwiach naszej klasy i patrzał. Wtedy robiło się cicho! Ale jak tylko zniknął z oczu, natychmiast robił się jarmark, że uszy puchły. Próżno Garrone i Derossi uciszali kolegów odwracając się, dając im znaki, żeby byli cicho, że to wstyd tak się zachowywać w szkole. Żaden nie dbał. Jeden tylko Stardi siedział spokojnie, jak zawsze, podparty obu łokciami i z głową na pięściach myśląc zapewne o swoim sławnym księgozbiorze; a także Garoffi, ten od albumu marek i z nosem puszczyka, też siedział cicho, zajęty rozpisywaniem biletów po dwa grosze sztuka, bo właśnie puszczał na loterię swój kałamarz kieszonkowy.