nie zdarzyło, żeby kiedy powiedział: — Jestem głodny, mój ojciec nie daje mi jeść. — Nigdy!
Kowal wstępuje czasem po niego, kiedy wypadkiem znajdzie się gdzie blisko szkoły, wybladły, chwiejący się na nogach, z ponurą twarzą, z włosami opadającymi na oczy i z czapką na bakier; biedny chłopiec drży cały, kiedy go tak na ulicy zobaczy, ale zaraz biegnie naprzeciw niego z uśmiechem, a ojciec nie widzi go nawet myśląc o czym innym.
Biedny Precossi! Zeszywa sobie jak umie poszarpane kajety, książek do nauki pożycza, szpilkami spina porozrywaną koszulinę i aż litość bierze patrzeć jak się gimnastykuje w tych buciętach powykrzywianych, w tych spodeńkach opadających i w tej kurtce zbyt długiej, z rękawami, które aż do łokcia zawijać musi. A uczy się, a stara i z pewnością byłby pierwszym, gdyby mógł spokojnie pracować w domu.
Dziś rano przyszedł do szkoły z guzem na czole i z podrapaną twarzą, więc koledzy dalej do niego:
— Oho, urządził cię pięknie twój ojciec! Nie możesz zaprzeczyć, że ojciec!...
A on zaczerwienił się, zerwał z ławki i głosem drżącym z oburzenia krzyknął:
— Nieprawda! Nieprawda! Mój ojciec nigdy mnie nie bije!
Ale potem, w czasie lekcyj, łzy mu kapały na pulpit, a spojrzał kto na niego, to się uśmiechał, żeby nie pokazać nic po sobie. Biedny Precossi! Jutro mają przyjść do mnie Derossi, Coretti i Nelli; ale jemu też powiem, żeby przyszedł. Zatrzymam go na podwieczorek, podaruję mu parę książek, jeszcze mu i do domu co dam i w kieszeń mu owoców włożę, żeby choć raz miał uciechę, nieborak, kiedy taki dobry i mężny!
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |