Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

— Precz! — powtórzył nauczyciel.
— Ani myślę! — odpowiedział hardo.
Wtedy nauczyciel stracił cierpliwość, skoczył, chwycił go za ramię i wyciągnął z ławki. A ten się jeszcze wyrywał, zębami zgrzytał, kopał i trzeba go było gwałtem wlec. Nauczyciel poniósł go za kark aż do dyrektora, po czym wrócił do klasy, siadł przy swoim stoliku, podparł głowę na rękach zmęczony, a w twarzy miał tyle troski, tyle znużenia i smutku, że przykro było patrzeć.
— Po trzydziestu latach nauczycielstwa! — zawołał żałośnie, trzęsąc siwą głową. Żaden z nas ani pisnął. Ręce mu drżały z gniewu, a ta prosta zmarszczka na czole była tak głęboka, że się zdawała jakby rana jaka. Biedny nauczyciel! Wszystkim nam go było okropnie żal! Ale Derossi wstał i tak powiedział.
— Panie nauczycielu! Niech się pan nie martwi! My pana kochamy!
A nauczyciel rozjaśnił się trochę i rzekł:
— Wróćmy do lekcji, dzieci.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·



O sardyńskim doboszyku.
Opowiadanie miesięczne.

W pierwszym dniu bitwy pod Custozzą, 24 lipca 1848 r., sześćdziesięciu żołnierzy jednego regimentu naszej piechoty, wysłanych dla zajęcia samotnego domu na wzgórzu, zostało napadniętych znienacka przez dwie kompanie armii austriackiej, które raziły ich strzałami karabinowymi z różnych stron tak, że zaledwie mieli czas w domu owym się schronić i zabarykadować zostawiając po drodze kilku rannych i kilku zabitych.
Zaparłszy drzwi jak było można, rzucili się nasi