pane, znużone, przerzedzone, głodne, ale wspaniałe z tym blaskiem triumfu w oczach, z tymi podartymi sztandarami w ręku, a za nimi całe szeregi rannych, z wysoko podniesioną obwiązaną głową, z powiewającymi pustymi rękawami u ramion, wśród tłumów, które zarzucą ich kwieciem, błogosławieństwem i pocałunkami. Wtedy to zrozumiesz, synu, miłość ojczyzny, wtedy i to słowo „ojczyzna“ zrozumiesz. Ojczyzna bowiem, synu, jest rzeczą tak wielką, tak świętą, że gdybym kiedy ujrzał cię wracającego zdrowo z boju, w którym ona walczyła, ciebie, któryś jest krew z krwi i kość z moich kości, a wiedział, żeś dlatego ocalał, boś się krył przed śmiercią — ja, ojciec twój, który cię witam okrzykiem radości, gdy wracasz ze szkoły, przyjąłbym cię jękiem rozpaczy i nie mógłbym kochać już ciebie, i umarłbym z tej rany w mym sercu.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Naturalnie, że i to wypracowanie o Ojczyźnie także najlepiej napisał Derossi. A tu Vatini spodziewał się na pewniaka, że pierwszy medal weźmie.
Ja Vatiniego lubiłem, choć trochę jest próżny i ciągle się muska, ale teraz obrzydł mi, kiedy siedząc w jednej z nim ławce widzę, jak Derossiemu zazdrości. Chciałby się z nim współubiegać, uczy się, stara — ale i tak nie może mu dorównać w żadnym względzie, bo Derossi dziesięć razy by go sprzedał z każdego przedmiotu. To Vatini aż palce gryzie. I Karol Nobis zazdrości Derossiemu, prawda, ale ma tyle dumy, że tego nie pokazuje po sobie.