A oni: — Dobrze! Jeszcze lepiej! Sam powinieneś mu go ofiarować!
Derossi wziął medal i podarł go na drobne kawałki. W tym momencie właśnie nauczyciel wrócił i wzięliśmy się do lekcji. Miałem Vatiniego na oku. Zaczerwienił się ze wstydu, wziął tę ćwiartkę, jakby niechcący, zwinął, włożył w usta, pożuł, a potem wypluł pod ławkę. Przy wyjściu przechodząc koło Derossiego Vatini, zmieszany trochę, upuścił bibułę. Derossi, zawsze uprzejmy, podniósł ją, włożył do tornistra i pomógł zapiąć rzemienie.
Vatini oczu nie śmiał podnieść.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Niepoprawny ten Vatini! Wczoraj, na lekcji religii, w obecności dyrektora, pyta nauczyciel Derossiego, czy umie na pamięć te dwie zwrotki z naszej książki z wierszami, które się tak zaczynają:
Gdzie tylko zwrócę spojrzenie,
Wszechmoc Twą widzę, o Boże...
Derossi odpowiedział, że nie umie, a Vatini natychmiast:
— Ja umiem! — I uśmiechnął się złośliwie, rad że Derossiemu choć raz przystawi stołka.
Ale mu się nie udało i wiersza nie wypowiedział, bo nagle weszła do klasy matka Frantiego, wzburzona, z rozwichrzonymi siwymi włosami, cała osypana śniegiem, popychając przed sobą syna, który był wydalony ze szkoły na cały tydzień. Był to przejmujący widok. Biedna kobieta upadła prawie na kolana przed dyrektorem składając ręce błagalnie: