Dziś rano przyszedł rozdawać medale sam rektor, niemłody już pan z siwą brodą i czarno ubrany.
Wszedł z dyrektorem do klasy, mało co przed dzwonkiem na „finis“, i usiadł obok nauczyciela. Zadał nam kilka pytań, po czym dał Derossiemu pierwszy medal; zanim jednak dał drugi, rozmawiał przez chwilę z nauczycielem i dyrektorem po cichu.
A nam wszystkim serca biły i wszyscyśmy się pytali wzrokiem, komu też da drugi.
A rektor tak przemówił głośno:
— Na drugi medal zasłużył w tym tygodniu uczeń Piotr Precossi; a to za ćwiczenia odrabiane w domu, za lekcje w szkole, za kaligrafię staranną, za dobre sprawowanie, za wszystko!
Tak my się zaraz poobracali frontem patrząc na Precossiego; a znać było, że się wszyscy cieszą.
Powstał Precossi tak zmieszany, że sam nie wiedział gdzie jest i co się z nim dzieje.
— Przybliż się, chłopcze! — rzekł rektor.
Precossi wyskoczył z ławki i podszedł do stołu nauczycielskiego. Pan rektor popatrzył z współczuciem na jego twarzyczkę bladą jakby z wosku, na to drobne mizerne ciałko, w pozawijanym i źle leżącym odzieniu, na te dobre smutne oczy, spuszczone nieśmiało, z któ-
Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.
Zasłużony medal.
4. sobota.