nie widział. Do stołu też nie siadam tak wesół jak bywało dawniej. Zawsze teraz mam jakby jakiś cień w duszy, a głos wewnętrzny ciągle mi jeszcze mówi: — Źle idzie! Źle idzie!
Kiedy patrzę wieczorem jak przez plac wpośród gromady różnych robotników przechodzą wracający od roboty chłopcy, pomęczeni a jednak weseli, wyciągają nogi, żeby prędzej do domu na kolację zajść, kiedy słyszę jak się śmieją, jak głośno rozmawiają, jak się uderzają po plecach, czarnymi od węgla albo białymi od wapna rękami, a pomyślę, że pracowali od świtu aż dotąd, cały dzień stojąc to na dachu, to przed ogniskiem kuźni, to w wodzie, to w podziemnych szybach, za całe pożywienie mając kawałek chleba tylko — to mi tak czegoś wstyd, że oczu podnieść nie śmiem! Bo cóż ja? Oto przez cały ten czas ledwo nabazgrałem jakieś cztery kartki — i to niechętnie.
Ach, bardzom, bardzom jest niekontent z siebie! Doskonale też widzę, że ojciec mój jest w złym humorze, że chciałby mi powiedzieć, że go zasmucam, ale mu żal i czeka jeszcze... Mój drogi ojcze, który tak pracujesz! Ojcze mój, wszystko jest twoje, na cokolwiek spojrzę w domu, czegokolwiek dotknę. To, co mnie żywi, to, co mnie odziewa i co mnie uczy, i co mnie zabawia, wszystko to owoc pracy twojej, ojcze, a ja nic nie robię! Wszystko to powstało twoją myślą, twoim trudem, twoimi przykrościami, odmawianiem sobie niejednego, a ja nie pracuję.
Ach, nie, nie! To zbyt niesprawiedliwie i nadto mnie boli! Dzisiaj jeszcze, dziś zaraz zabiorę się do nauki, jak Skardi! Pięście ścisnę, zęby ścisnę i całą siłą mojej woli i mojego serca pracować zacznę! Przezwyciężę ziewanie wieczorem jak mi się spać zachce, zerwę się wczesnym rankiem z pościeli, będę sobie w mózgo-
Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.