Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.
Pycha.

I pomyśleć tylko, że Karol Nobis strzepuje sobie z przesadą rękaw, kiedy przechodząc dotknie go Precossi... To pyszałek dopiero, co się nadyma, bo ojciec jego jest bogacz. Ale i ojciec Derossiego jest bogaty przecież! A ten chciałby mieć ławkę sam dla siebie, tak się boi, żeby się kto nie otarł o jego fatałaszki; każdego mierzy wzrokiem od głowy do pięty i ma zawsze lekceważący uśmiech na ustach. A niech Bóg broni, żeby go który w nogę trącił jak wychodzimy parami ze szkoły! O lada głupstwo zaraz rzuca w twarz przykre, obrażające słowa, albo grozi, że ojciec jego przyjdzie się upomnieć za niego. A przecież ojciec dobrze mu uszów natarł wtedy, kiedy to nazwał gałganiarzem węglarzowego syna!
Nie widziałem jeszcze takiego złego kolegi. Nikt do niego nie zagada, nikt przy wyjściu z nim się nie żegna i ani mu pies nie podpowie jak lekcji nie umie. A on cierpieć nikogo nie może i udaje, że nade wszysko lekceważy Derossiego, dlatego że prymus, a także Garronego, dlatego że cała klasa go kocha. Ale Derossi nawet nie patrzy na niego, tak mu wszystko jedno, a Garrone, kiedy mu kto powtórzy jakie drwinki Nobisa, powiada:
— Taka głupia pycha nie warta nawet plunięcia.
Ale raz Coretti, kiedy Nobis wyśmiewał jego czapeczkę z kociej sierci, rzekł mu:
— Słuchaj no! Do Derossiego idź i od niego ucz się być panem!
Wczoraj poskarżył się nauczycielowi, że go Kalabryjczyk trącił nogą w udo. Pyta się nauczyciel Kalabryjczyka:
— Czyś to umyślnie zrobił?