Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

Po chwili Derossi przerwał tę ogólną ciszę pytając, czy prawda, że ociemniali mają zmysł dotykania delikatniejszy niżli ci co widzą?
Nauczyciel rzekł:
— Prawda! I nie tylko dotykanie. Wszystkie inne zmysły doskonalą się w nich szybko, bo każdy z nich musi w pewnej mierze wzrok im zastępować. Wyćwiczone więc bywają nieraz tak jak się nie zdarza nigdy u tych, którzy widzą.
Nieraz zbudziwszy się zapyta jeden drugiego w sypialni: — Czy dziś słońce? — A który się prędzej ubierze, biegnie na dziedziniec, porusza w powietrzu rękami, żeby uczuć słoneczne ciepło, i wraca z dobrą nowiną: Jest słońce!
Po głosie mówiącej osoby umieją wzrost jej rozpoznać. My z oczu, ze spojrzenia odgadujemy duszę człowieka, oni z dźwięku mowy. Latami też całymi pamiętają brzmienie czyjegoś głosu, jego intonacje. Rozpoznają też, czy w pokoju jest jedna osoba, czy więcej, choć jedna tylko mówi, a inni są całkiem nieruchomi. Dotknięciem samym miarkują, czy łyżka jest dobrze czy źle oczyszczona. Małe dzieci rozróżnić potrafią, wziąwszy wełnę w palce, czy jest farbowana, czy też ma kolor naturalny. A gdy idą parami przez ulicę, rozróżniają powonieniem każdy sklep nieomal; taki nawet, w którym my żadnej nie czujemy woni.
Strzelają z procy i po świście pocisku wiedzą gdzie padł i prosto po niego idą. Biegają za kółkiem, grają w kręgle, skaczą przez sznur, wyrabiają pudełka, wyrzynają skrzypki, zupełnie jakby widzieli. Robią kobiałki, koszyki, przeplatając różnobarwną słomą, dokładnie podług rysunku. Takie mają czucie w palcach! To czucie jest ich wzrokiem; jedną też z największych przy-