Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

zaledwie do Instytutu przybyli, zdolni są stać dwie, trzy godziny bez zmęczenia słuchając muzyki. Uczą się też jej łatwo i grają z namiętnym zamiłowaniem. Skoro któremu z nich nauczyciel powie, że nie ma do muzyki zdolności, sprawia mu to niesłychaną boleść, ale zaczyna uczyć się sam, oddzielnie.
Ach, żebyście wy kiedy słyszeć mogli tę ich muzykę! Żebyście mogli widzieć jak oni tam grają, z tym podniosłym czołem, z tym uśmiechem na ustach, zachwyceni jakby tą harmonią, którą rozlewają w nieskończonym mroku, jaki ich otacza. Dopierobyście uczuli jaka to w muzyce słodycz i boska pociecha. A jacy szczęśliwi, jak promienieją radością, kiedy któremu z nich powie nauczyciel: Zostaniesz artystą. Dla nich ten, kto w muzyce pierwszy, czy to w grze na fortepianie, czy na skrzypcach — jest królem jakby. Kochają go, czczą niemal, Jeśli powstanie spór pomiędzy dwoma — idą do niego. żeby ich rozsądził. Jeśli się dwóch przyjaciół poróżni — idą do niego, żeby ich pojednał. A ci najmniejsi, których taki grać uczy, za ojca go mają. Nie pójdzie żaden spać, póki mu dobranoc nie powie. A i mówią też o muzyce ciągle. Już są w łóżkach, godzina późna, oni wszyscy zmęczeni nauką i pracą, współsenni — a jeszcze rozpowiadają sobie cichym głosem o operach, o kompozytorach, o instrumentach, o orkiestrze. Pozbawienie zaś lekcji muzyki i odczytywania nut jest dla nich karą tak ciężką i tak bolesną, że nie ma się prawie odwagi ukarać którego z nich w ten sposób.
Muzyka dla ich serca tym, czym światło jest dla naszych oczu...
Zamyślił się nauczyciel podparłszy głowę, gdy wtem Derossi zapytał, czy nie możnaby kiedy iść tam ich zobaczyć?
— Owszem, można — opowiedział nauczyciel —