Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

miejscu mularczyka, w tej samej ławce i w tym samym rogu, zobaczył ojca jego, tego olbrzymiego murarza, który tam siedział podparty łokciami trzymając brodę na rękach a oczy utkwiwszy w książce, tak zagłębiony w nauce, że nie tchnął prawie.
Nie był to prosty wypadek. Owszem, on sam przyszedł pierwszego zaraz wieczora do dyrektora i prosił:
— Niechże pan dyrektor będzie taki łaskaw na mnie, żebym mógł siedzieć na miejscu mego „Zajęczego pyszczka“. — Bo on go tak zawsze nazywa.
Kiedyśmy nareszcie wyszli z ojcem, zobaczyliśmy, że na ulicy dużo bardzo kobiet z dziećmi na ręku czeka mężów swoich i że zaraz w bramie następuje zamiana: ojciec bierze od matki dziecko, oddaje jej książki i kajety, i tak wracają do domu. Przez kilka chwil ulica pełna była ludzi i wrzawy ich głosów.
Po czym ucichło wszystko i zobaczyliśmy tylko długą, znużoną postać dyrektora jak się oddalał powoli.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·



Walka.
5. niedziela.

Można się było spodziewać tego.
Franti, wypędzony przez dyrektora, postanowił się zemścić i zaczaiwszy się za węgłem czekał na Stardiego, który po wyjściu ze szkoły wstępował zwykle na ulicę Wielkozłotą po siostrę i razem z nią tędy powracał. Widziała to moja siostra Sylvia i wystraszona przybiegła do domu.
I stało się tak: Franti, w swojej ceratowej czapce wsadzonej na bakier, pobiegł na palcach za Stardim, i szukając zaczepki pociągnął z tyłu za warkocz siostrę jego tak silnie, że mało jej na wznak nie przewrócił.