Poza domkiem był mały ogródek otoczony żywopłotem, do którego prowadziła niska, wiejska bramka; drzwi zaś sklepiku będące oraz drzwiami domu wychodziły na gościniec prosto. Dokoła zaś rozciągała się okolica pusta, szerokie pola uprawne, zasadzone morwą.
Wieczór był wietrzny, dżdżysty, północ dochodziła już prawie.
Ani babka, ani Ferruccio nie spali jeszcze i siedzieli w jadalnej izbie, która była i kuchnią zarazem, przedzieloną od ogrodu małą stancyjką, zastawioną starymi gratami.
Ferruccio powrócił do domu ledwie o jedenastej po kilkogodzinnej wyprawie, a babka czekała na niego nie zmrużywszy oka, pełna niepokokoju, przykuta do swego obszernego fotelu, na którym spędzała dnie całe, a często i kawał nocy, gdyż ciężka duszność nie zawsze pozwalała jej w łóżku się położyć.
Deszcz wzmagał się, wiatr bił nim w małe szyby okien; noc stała się zupełnie czarna.
Ferruccio powrócił zmęczony, zabłocony, w podartej kurtce i z wielkim siniakiem na czole. Jak zazwyczaj, on i jego towarzysze ciskali na siebie kamieniami, najpierw dla zabawy, a potem przyszło do bijatyki; co gorsza, przegrał wszystkie swoje groszaki, a czapkę zostawił gdzieś w rowie.
W kuchni oświetlonej tylko małą lampką stojącą w rogu stołu, tuż blisko fotelu — nie było zbyt jasno: a przecież biedna babka dojrzała natychmiast w jak nędznym stanie wnuk wraca i częścią sama odgadła, częścią dobyła z niego szczegóły jego włóczęgi. Ogromnie babka kochała tego chłopca. Ile razy się z kim pobił, zawsze się spłakała. I teraz także tak było.
— Ach, nie! — mówiła później po długim milcze-
Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.