Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

poróżnił się dawniej, żeby szedł naprzód, naprzód... Jeszcze dopominał się o Rzym dla Włoch, o Wenecję. Miał ogromne widzenia przyszłości Włoch i Europy, śniło mu się jakieś najście obcych ras, obcych plemion, pytał o wojsko, o wodzów, drżał i wtedy jeszcze o swój lud, o kraj...
Wielkim jego, ostatnim bólem nie było to, że życie mu ucieka; ale to, że musi odejść już, a ojczyźnie służby jego trzeba. Tej służby, która strawiła w niewielu latach potężne siły jego niezwykłego organizmu.
Umarł z okrzykiem bojowym na ustach, a śmierć jego była tak wielką jak życie.
A teraz pomyśl, Henryku, czym jest praca nasza wobec tych olbrzymich wysiłków ducha i umysłu, praca która ci przecież nieraz cięży!
I czym są nasze troski, nasze bóle, nasza śmierć nawet, w porównaniu z tytanicznymi trudami, z lękiem śmiertelnym o losy narodu całego, z ostatnią godziną tych olbrzymów, którzy sercem podparłszy rosnącą budowę ojczyzny, czują, że serce to zamiera...
Synu! Myśl ty o tym, gdy będziesz przechodził przed tym marmurem, drogim dla każdego Włocha, a pochyliwszy ze czcią czoło, mów w sercu swoim: „Chwała“!

Twój ojciec.