Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

Kawałek już byli od szkoły, a jeszcześmy patrzyli za nimi, jak idą śpiesznym krokiem, jak rozmawiają żywo, oboje tak szczęśliwi jakby szczęśliwszych od nich nie było na całym świecie.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·



Nauczyciel mego ojca.
11 wtorek.

Prześliczną wycieczkę zrobiłem z ojcem wczoraj. Tak było: przedwczoraj przy obiedzie ojciec czytał dziennik. Naraz wydał okrzyk zadziwienia, a potem rzekł:
— A jam myślał, że nie żyje od jakich lat dwudziestu! Wiecie? Jeszcze żyje mój pierwszy nauczyciel ze szkoły elementarnej, Wincenty Crosetti, który ma teraz osiemdziesiąt cztery lata. Czytam właśnie, że ministerium dało mu medal za sześćdziesiąt lat nauczania. Sześć-dzie-siąt lat! Rozumiecie? I dopiero od dwóch lat przestał uczyć w szkole! Biedny Crosetti! Mieszka o godzinę stąd drogi koleją, w Cordovie, tam, skąd to była nasza dawna ogrodniczka z willi Chieri...
I dodał pomyślawszy chwilkę,
— Henryku, pojedziemy go odwiedzić!
I już przez cały wieczór o nim tylko mówił. To wyczytane niespodzianie nazwisko pierwszego nauczyciela przypomniało mu tysiące rzeczy z tych czasów, kiedy był małym chłopcem: imiona kolegów, śmierć matki.
— Crosetti — wołał co chwila i uspokoić się nie mógł.
— Mógł mieć — opowiadał nam — ze czterdzieści lat, kiedym był w jego klasie. Dziś jeszcze go widzę! Mały człowieczyna, pochyły trochę, z jasnymi oczyma,