A potem było mi już co dzień weselej; a jak przyszedł mularczyk, tom się pierwszy raz roześmiał z tego zajęczego pyszczka, co go do mnie zrobił. A robi go tak wybornie, jak nigdy, bo schudł i tak mu się twarz biedakowi wydłużyła w chorobie.
Odwiedził mnie też Coretti i Garoffi przyniósł mi w podarunku dwa bilety do swojej nowej loterii na scyzoryk o pięciu ostrzach, który kupił u tandeciarza na ulicy Bertola. Ale wczoraj, kiedym spał, przyszedł Precossi i przyłożył twarz do mojej ręki, a że szedł prosto z kuźni swego ojca i był poczerniony węglami, więc mi zostawił czarny znak na ręku i było mi bardzo przyjemnie, kiedym się obudził i ten znak zobaczył.
A jakie się drzewa zrobiły zielone przez te kilka dni! Jaka mnie zazdrość bierze, kiedy widzę jak chłopcy biegną z książkami do szkoły, a ja tylko patrzę z daleka, gdy mnie ojciec do okna przyniesie! Ale już niedługo i ja pójdę! Tak bym już chciał, tak chciał zobaczyć wszystkich kolegów, moją ławkę, ogród, ulicę; i o wszystkim się dowiedzieć, co się tam przez ten czas stało, i znów się zabrać do kajetów, do książek, co zdaje mi się, żem ich rok nie widział...
A jak przy tym mama zmizerniała. Jaka teraz blada! A ojciec jak wygląda strasznie zmęczony!
I ci moi przyjaciele, co mnie odwiedzić przyszli, a potem odchodzili na palcach pocałowawszy mnie w czoło! Okropnie mi smutno, jak pomyślę, że się z nimi będę musiał rozstać. Z Derossim i z kilku jeszcze będziemy się jeszcze pewno razem dalej uczyli; ale ci wszyscy inni?...
Jak skończymy czwartą, bądź zdrów, nie zobaczymy się więcej! Nie zobaczę już przy łóżku moim, kiedy będę chory, Garronego, Precossiego, Corettiego, takich
Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.