można zrobić jakąś ofiarę czy to w ubraniu, czy w czym innym, to też zrobimy ją najchętniej! I posprzedajemy także wszystkie nasze podarunki. Ja wszystko oddam, co mam, i będę mamie posługiwała sama i nie będziemy oddawali nic do roboty z domu, bo ja z mamą będę pracowała cały dzień, będę wszystko robiła, co mama zechce, gotowa jestem — na wszystko! Na wszystko — zawołała głośniej zarzucając ręce na szyję mamy. — Żeby tylko tata i mama nie mieli kłopotów i żebym znowu widziała, że są spokojni, weseli, jak przedtem, i radzi ze swoich dzieci, które was bardzo, bardzo kochają! Tak kochają, żeby oddały życie za was!
Nigdym jeszcze chyba nie widział mamy tak szczęśliwej, jak kiedy słów tych słuchała; nigdy nie całowała Sylvii z taką czułością, płacząc i śmiejąc się razem i wcale przemówić nie mogąc.
Uspokoiła się wreszcie i zapewniała Sylvię, że tak źle nie jest, że nie jesteśmy przyprowadzeni do takiego niedostatku bynajmniej i dziękowała jej i przez resztę dnia była wesoła, a kiedy ojciec wrócił wszystko mu opowiedziała. A biedny ojciec ust nie otworzył nawet.
Ale nazajutrz w południe siadając do stołu uczułem i radość, i smutek zarazem. Pod moją serwetą była szkatułka z farbami, a Sylvia znalazła pod swoją serwetą — wachlarz.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |