Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.

jakby to była nazwa tajemniczego miasta, o którym gdzieś, kiedyś, w bajce jakiejś słyszał.
I zaraz poddawał się myślom słodkim i cieszącym.
— Mama tędy płynęła także... Mama także patrzyła na te wyspy, na te brzegi.
A wtedy miejsca i widoki utracały dla niego coś z obcości swojej i nie zdawały mu się tak samotne, bo przecież zostało w nich coś ze spojrzenia matki jego.
Nocą, żeby nie usnąć, jeden z wioślarzy śpiewał. Jakże mu śpiew ten przypominał słodkie pieśni, którymi usypiała go matka.
Ostatniej nocy słuchając owego śpiewania zapłakał głośno. Wioślarz przerwał piosenkę, chwilę milczał a potem zawołał:
— A nie bądźże babą, chłopcze! Cóż u licha! Genueńczyk — i beczy, że mu dom daleko... A nie wiesz to, że Genueńczycy świat opłynęli dokoła w sławie i w triumfie.
Więc biedak zwyciężył się jakoś, poczuł krew genueńską w żyłach i podniósł mężnie czoło uderzając pięścią w rudel dla nadania sobie bardziej męskiej miny.
— A więc dobrze! — myślał. — I ja tak będę! I ja muszę opłynąć cały świat dokoła, i będę płynął lata, lata całe, a potem będę szedł pieszo setki, setki mil, będę szedł ciągle, póki nie znajdę mamy! Choćbym miał dojść umierający i paść u nóg jej nieżywy! Niech tam, bylem ją raz zobaczył! Będę odważny. Będę odważny! Będę mężny! Będę!...
I z tak umocnioną duszą przybył o chłodnym, wczesnym brzasku dnia czwartego do miasta Rosario, które leżało na wysokim brzegu Parany, tam, gdzie tysiące powiewających chorągwiami masztów przeglądało się w uciszonych jej wodach.