Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/318

Ta strona została uwierzytelniona.

koszule i krawatki kolorowe, a ci mali zawsze coś mają czerwonego albo niebieskiego: jakiś fular, jakiś gałganek, jakieś obszycie, jakąś kokardkę w żywym kolorze, przypiętą gdziekolwiek przez mamę, bo teraz paradują najbiedniejsi nawet. A wielu też przychodzi do szkoły z gołą głową, bez kapelusza, tak jak wylecieli z domu. Niektórzy eleganci ubierają się do gimnastyki całkiem biało. Jest też jeden chłopak z klasy panny Delcatti ubrany cały czerwono, a wygląda jak rak gotowany. Kilku nosi marynarskie ubranka. Ale najpiękniejszy ze wszystkich jest mularczyk, który chodzi w jakimś olbrzymim kapeluchu słomianym (też musi chyba po ojcu być!) i zupełnie tak wygląda jak upalona do połowy świeca z abażurem. Pęknąć można od śmiechu, kiedy pod tym kapeluszem zajęczy pyszczek zrobi!
Coretti także już nie nosi swojej czapeczki z kociej skórki, tylko jakąś starą czapczynę podróżną z szarej jedwabnej materii. Vatini nosi jakiś rodzaj szkockiego kostiumu i ciągle po nim pogląda. Crossi ani jednego guzika nie ma w koszuli i słońce mu wprost na gołe piersi świeci. Precossiego ledwo widać z jakowejś letniej niebieskiej tatusiowej kapoty, którą po starym kowalu donasza.
A Garoffi?... Że musiał teraz rozstać się z swoją wielką peleryną, pod którą cały swój handel ukrywał, wyszły na jaw wszystkie jego wypchane przenośnym kramem kieszenie, a listy loteryjne to aż z nich wyłażą. Teraz wszystko widać, co tylko kto nosi: wachlarzyki ze starej gazety, sikawki z trzciny, strzały (jeszcze zimowe) na wrony, zioła różne, żuczki majowe, albo też chrabąszcze, które wyłażą z kieszeni i po kurtkach spacerują sobie. Wstępniaki zaś jeden w drugiego przynoszą bukieciki nauczycielkom, czasem z kwiatków a czasem z byle jakiego chwastu, aby przynieść. I nauczycielki