także w letnich sukniach i jasnych kolorach, oprócz „zakonnicy“, która zawsze czarna. A ta mała nauczyczycielka z czerwonym piórem ciągle nosi swoje czerwone pióro, ale wiąże teraz różową wstążką na szyi. I wstążka i pióro strasznie są wygniecione łapkami jej kochanych wstępniaków, z którymi zawsze ugania się i śmieje.
Nastała pora czereśni, motylów, grania po ulicach, wycieczek na miasto. U nas i tacy są, co o czwartej, prosto z klasy, do rzeki się kąpać lecą!
Wszystkim już wakacje pachną! Każdego dnia wychodzi się ze szkoły prędzej, niecierpliwiej, i z większą radością, że znów jeden przeszedł. Smutno mi tylko patrzeć na Garronego w żałobie i na moją dawną nauczycielkę z pierwszej wyższego oddziału, która jest coraz mizerniejsza i bledsza, i coraz bardziej kaszle. Tak się pochyla idąc i tak smutno uśmiecha się do mnie!
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Zaczynasz pojmować poezję szkoły swej, Henryku; ale teraz widzisz szkołę tylko z wewnątrz. Daleko jednak piękniejszą, daleko poetyczniejszą wyda ci się za jakie lat trzydzieści, kiedy poprowadzisz tam dzieci swoje, zobaczysz ją z zewnątrz, tak jak ja ją widzę. Nieraz czekając aż wyjdziesz obchodzę cichymi ulicami dokoła twej szkoły i nastawiam ucha ku parterowym, zasłoniętym żaluzjami oknom. Z jednego okna słyszę głos nauczycielki, która mówi:
—...Ach, cóż to za t?... Zmiłuj się chłopcze! Co by na takie t powiedział twój ojciec?