Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/327

Ta strona została uwierzytelniona.

nic głuchoniemych są w sklepach i tak dobrze obsługują kupujących jak i inne.
Ogrodnik znów usta otwarł osłupiały. W głowie mu się to wszystko mieszało. Patrzył na córkę drapiąc się za uchem. Wzrok jego domagał się jeszcze nowych objaśnień.
Wtedy nauczycielka zwracając się do odźwiernego rzekła:
— Zawołajcie mi tu którą małą z klasy przygotowawczej!
Odźwierny wrócił za chwilę z małą głuchoniemą, ośmiu lub dziewięciu lat może, która świeżo do instytutu weszła.
— Oto tę małą — mówiła nauczycielka — zaczynamy dopiero uczyć. Patrzcież, jak się to robi! Chcę, żeby wymówiła e. Niechże pan uważa teraz.
Tu nauczycielka otwarła usta w taki sposób, w jaki je otworzyć trzeba dla wymówienia e, i ułożyła usta owej małej w podobny sposób. Dziewczynka trzymała je posłusznie w tym układzie. Wtedy nauczycielka dała jej znak, żeby głos z siebie wydała. Jakoż wydała go, ale zamiast e zrobiło się z tego o.
— Nie — rzekła nauczycielka. — To nie to! — I wziąwszy obie ręce małej położyła sobie jedną na gardle a drugą na piersiach i powtarzała: e, e.
Mała czując pod ręką ruch gardła i ruch piersi nauczycielki otwarła usta tak samo jak wpierw i wybornie wymówiła: — e.
W tenże sposób kazała jej nauczycielka wymówić: e i d, trzymając ciągle obie rączki na swoim gardle i na swoich piersiach. Po czym zwróciła się do ogrodnika:
— Zrozumieliście teraz?
Zrozumiał nareszcie! Wszakże jeszcze bardziej był zdumiony niż wtedy, kiedy nie rozumiał.
— I one się tak uczą mówić? — zapytał po chwili