pudełek od zapałek, które to wachlarzyki sprzedaje w klasie po dwa centymy sztuka.
Najdzielniejszy wszakże jest Coretti, biedny Coretti, który wstaje o piątej rano i pomaga ojcu nosić drzewo! Za to o jedenastej w szkole oczy mu się same zamykają, a głowa opada na piersi. A przecież rzeźwi się jak może. To się pięścią w kark palnie, to prosi, żeby mógł wyjść i głowę w wodę wsadza, to prosi tych, co przy nim siedzą, żeby go trącali, szczypali. Ale jednak nie wytrzymał dziś rano i zasnął jak suseł. Nauczyciel woła głośno:
— Coretti!
A ten nie słyszy.
Nauczyciel rozgniewany powtarza:
— Coretti!
Myślałem już, że z nim źle będzie! A zatem podnosi się syn węglarza, który mu w pobok siedzi, i powiada:
— Coretti od piątej do siódmej nosił wiązki drzewa...
Więc już go nauczyciel zostawił tak śpiącym i prowadził lekcję jeszcze pół godziny. Potem podszedł do ławki Corettiego i powoli w twarz mu dmuchając — obudził. Chłopak aż skoczył ze strachu zobaczywszy nauczyciela tuż przed sobą. Ale ten wziął jego głowę w ręce i całując go we włosy rzekł:
— Nie gniewam się, dziecko! Twój sen nie jest snem lenistwa: to jest sen — pracy.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Ani twój kolega Coretti, ani Garrone nie odpowiedziałby z pewnością swemu ojcu tak, jak ty twojemu dziś odpowiedziałeś, Henryku! Czy podobna?...
Musisz mi uroczyście przyrzec, że się to już nigdy,