Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/348

Ta strona została uwierzytelniona.

był to mały kominiarczyk, z twarzą wymytą, ale w swej zwykłej odzieży od pracy. Syndyk rozmawiał z nim trzymając go za rękę. Po kominiarczyku wystąpił kucharz, a po kucharzu miejski zamiatacz ulic, który dostał medal. Ten był ze szkoły „Raineri“.
A ja tak coś w sercu czułem zupełnie jakbym tych wszystkich ludzi bardzo kochał i bardzo szanował Bo tylko zastanowić się, ile te nagrody kosztowały tych robotników, ojców rodzin, skłopotanych, zmęczonych, ile pracy dodanej do ich pracy na chleb, ile godzin ujętych od snu, którego tak im potrzeba, a także ile wysiłków myśli, nie nawykłej do nauki, i rąk zgrubiałych, zesztywniałych i namozolonych w trudzie.
A oto przechodzi chłopak z warsztatu jakiegoś, któremu widać ojciec pożyczył spencera na tę uroczystość, bo mu rękawy wiszą tak, że aby móc wziąć nagrodę, musiał je wpierw pozawijać i ledwo z nich wygramolił ręce. Paru śmieszków parsknęło, ale ich wnet zgłuszyły rozgłośne oklaski. Po chłopcu staruszek zupełnie łysy, z dużą, białą brodą. Wyglądał jakby z obrazu, a głowa mu się trochę chwiała ze wzruszenia. Widziałem też kilku żołnierzy z artylerii, z tych, którzy uczęszczają do naszej sekcji na wieczorną naukę. Po nich zaś szła straż celna, a także ze straży miejskiej ten, co szkoły naszej pilnuje. Ten zamykał pochód.
Na zakończenie uczniowie szkół wieczornych odśpiewali ten sam hymn do poległych w Krymie, ale z takim zapałem, z takim uczuciem wprost z serca idącym, że ludzie wcale nie klaskali, tylko wysłuchawszy śpiewu tego stojąc jak do modlitwy powoli i w milczeniu opuścili salę. Dopiero na ulicy zaroiło się to wszystko jak w ulu! Przed wejściem do teatru stał kominiarczyk ze swoją czerwono oprawną książką, a dokoła kilku panów, którzy z nim rozmawiali. Wiele osób pozdrawiało się głośno