Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/369

Ta strona została uwierzytelniona.

wołano ze wszystkich stron. Mój ojciec wziął ode mnie brulion, spojrzał i rzekł:
— Dobrze.
Obok nas stał kowal Precossi, który także oglądał robotę syna, trochę niespokojny, bo nie mógł się jakoś połapać. Więc zwrócił się do mego ojca.
— Czy nie byłby pan łaskaw powiedzieć mi sumy?
Ojciec przeczytał cyfry. Spojrzał kowal w kajet i porównał.
— Brawo! Ależ brawo, malcze! — zawołał uszczęśliwiony.
I patrzyli na siebie przez chwilę z uśmiechem, on i mój ojciec, jak dwaj przyjaciele. Ojciec podał mu rękę, kowal ją uścisnął. Rozstali się mówiąc:
— Do zobaczenia na „ustnym“!
— Na „ustnym“!
Uszedłszy kilka kroków posłyszeliśmy jakiś nadzwyczajny falset, tak że się głowa sama odwracała. Spojrzałem: to kowal śpiewał wyciągając głos w nieprawdopodobne trele!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·



Ostatni egzamin.
7. piątek.

Dziś rano odbyły się egzaminy ustne.
O ósmej byliśmy już wszyscy w klasie, a o kwadrans na dziewiątą zaczęli nas wywoływać po czterech do sali, gdzie stał duży stół, nakryty zielonym suknem, a przy stole siedział dyrektor i czterech nauczycieli, pomiędzy którymi był i nasz także.
Mnie wywołali prawie na samym początku.
Biedny nauczyciel. Dopiero dziś z rana przekonałem