Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/372

Ta strona została uwierzytelniona.

ruchu zachowam w pamięci, że go tak widzieć będę zawsze, gdy pomyślę o nim. A jak już będę mężczyzną, a on będzie żył jeszcze i spotkamy się, przypomnę mu ten żarcik, który mi wzruszył serce, i ucałuję głowę jego siwą.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·



Pożegnanie.
10. poniedziałek.

Punkt o dwunastej zebraliśmy się już po raz ostatni w szkole, gdzie miano ogłosić rezultat egzaminów i rozdać promocje.
Przed szkołą pełno było rodziców. Pełno ich było także w wielkiej parterowej sali, a nawet w klasach, gdzie się cisnęli do nauczycielskiego stolika. W naszej zajęli całą wolną przestrzeń pomiędzy pierwszymi ławkami a ścianą. Był ojciec Garronego, matka Derossiego, był kowal Precossi, był Coretti, była pani Nelli, była zieleniarka, był ojciec mularczyka, ojciec Stardiego, byli też i tacy, których nigdy nie widziałem dotąd; a taki był hałas, taki gwar — jak na jarmarku. Dopiero kiedy nauczyciel wszedł, zrobiło się cicho. — Nauczyciel miał w ręku listę i zaraz czytać zaczął:
— Abatucci, promocja, sześćdziesiąt sześćdziesiątych. Archini, promocja, pięćdziesiąt pięć sześćdziesiątych...
I mularczyk promocja, i Crossi promocja. Potem czytał głośniej:
— Ernest Derossi, promocja, siedemdziesiąt siedemdziesiątych — i pierwsza nagroda!
A że go tam wszyscy znali, więc zrobił się szmer, bo każdy chciał mu coś miłego powiedzieć. Więc mówili:
— Brawo, brawo Derossi!
A on potrząsnął tylko w tył te swoje jasne kędziory