Strona:PL Edward Abramowski-Pisma T.1 045.jpeg

Ta strona została skorygowana.

wywała go depresja, ogarniały jakieś stany beznadziejnej rozpaczy. Brakowało mu woli życia, zjadała go nostalgja, brakowało regulatora, oddawał się fali zdarzeń. Gdy nastawał dzień — pracował na nowo, wytrwale — czuł się wypoczęty i świeży, oszałamiał się pracą. Podczas tych nocy niespokojnych rozmawiał niekiedy o śmierci.
Właśnie w ciągu ostatnich lat życia ostatecznie zrywał z utartym pojęciem o śmierci — przygotowywał się jakby świadomie do przejścia w inny sposób (nawet dobrowolnie) tego progu. W śmierci chciał widzieć tylko radosne wejście w inną sferę bytu. Nastrój ten ducha oddaje napisany w r. 1917 w Dębowej Górze „Poemat Śmierci“, pisany nocami, jakgdyby pod dyktando czyjeś, jakiegoś niewiadomego głosu.
Z tych samych źródeł twórczych powstała i „Metafizyka“. Była ona teoretycznem, filozoficznem uzasadnieniem tej wiary, tego mocnego życzenia jakie ogarnęło Abramowskiego. Teorje swoje Abramowski tworzył zawsze w związku z tem, co było jego chęcią, potrzebą i upodobaniem, co istniało jako żywe w jego uczuciu.
Pogorszenie w stanie zdrowia Abramowskiego i ostatni kryzys nastąpiły wiosną 1918 r. Zapadł ciężko w maju, będąc na wsi u znajomych pod Warszawą. Przywieziono go chorego w zamkniętym powozie do Warszawy. Czas jakiś jeszcze werandował — rozkoszował się bujną wiosną. Przeżywał pamięcią swe szczęsne dzieciństwo. Kazał kwiatami obsadzić ogródek przed Instytutem — często mówił o kwiatach, barwach. Mówił głosem cichym, szeptem z oczami zamkniętemi. Pod koniec maja nie mógł już opuszczać łóżka. Miewał halucynacje, sny gorączkowe, ciężkie. Pomimo strasznego wycieńczenia energja i chęć życia, zachwyt dla piękna, pragnienie przeżycia lata były w nim do końca silne. Nie rozstawał się ze Słowackim. Upadek sił następował jednak niesłychanie szybko. Zmarł o 6-ej wieczorem 21 czerwca 1918 r.

IX. Człowiek, uczony, działacz.

Raz jeszcze chcielibyśmy rzucić okiem wstecz na całe życie Abramowskiego i podsumować główne rysy charakteryzujące człowieka, uczonego, działacza.
Już sama jego postać zewnętrzna ujmująca, wątła, wytworna, subtelna, o żywych ruchach wzbudzała wielką ciekawość. Twarz jakby wyjęta była z portretów Velasquezowskich (podobieństwo do portretów Filipa II) — o „profilu sępa“, czole wyniosłem, dumnych ustach, wnikliwych przemiłych oczach. Śpiewność mowy i pewne zająkiwanie się, nadające wymowie niezwykle mocne akcenty — wreszcie niepospolitość, oryginalność wszystkiego co mówił, odrębność jakaś i niespodzianość, odcinające go od wszelkiego szablonu — ujawniały przebogatą treść wewnętrzną.
Wnętrze to zostało tajemnicą. Nie otwierał go przed nikim, choć i nie ukrywał. Samotnik, wpatrzony w dalekie swoje cele, których