Strona:PL Edward Abramowski-Pisma T.4 281.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

odleglejszych zakątków kresowych nie tylko umysły, ale i interesy polskie finansowe, która jest wielkim rynkiem nauki i handlu dla całej tej przestrzeni b. Rzeczypospolitej, dlatego właśnie, że jesteśmy jeszcze „w mińskich błotach“ i na „czarnoziemach“ Ukrainy, — Warszawa stałaby się wyłącznie i jedynie stolicą „Nadwiślańskiego kraju“, zubożałaby materjalnie i duchowo.
Odpowiedzieć mi może na to pan Jankowski, że natomiast zgromadziłyby się tutaj kapitały wycofane stamtąd, że bogactwo narodowe nie zmniejszyłoby się, lecz tylko zgęstniałoby na mniejszej przestrzeni, stając się odporniejsze. Otóż, z punktu widzenia ekonomji społecznej jest to absurd, bo kapitały dla swego życia i rozwoju potrzebują przedewszystkiem rozległych rynków i rozległych stosunków; nagromadzanie się w jednem miejscu jest zarazem zatamowaniem ich rozwoju, słabnięciem żywotności. Unarodowienie przemysłu i handlu w Królestwie, spolszczenie miast jest sprawą pierwszorzędnej wagi, na to musimy zgodzić się wszyscy; ale czyż dlatego handel i przemysł jest dziś w obcych rękach, że brak nam owych kapitałów, tkwiących w ziemiach Litwy i Ukrainy? Bynajmniej! Wiemy dobrze, jak wielkie kapitały arystokracji rodowej polskiej spoczywają bezczynnie w zagranicznych bankach; jaka masa pieniędzy polskich tkwi w rozmaitych przedsiębiorstwach w Rosji, na Syberji i na Kaukazie; ile drobnych oszczędności nagromadza się i marnieje bezpłodnie w różnych kasach powiatowych i gminnych? Czyż nie te raczej kapitały, szczególnie operujące na dalekim Wschodzie i przechowywane w londyńskich i paryskich bankach powinny być przeniesione na teren dzisiejszy walki ekonomicznej, którą Królestwo rozpoczęło, zamiast by miały być osiągnięte z hańbiącej sprzedaży ojcowizny? Zaiste, dziwna jest logika tego nowego „patrjotyzmu nadwiślańskiego“!
Inna jeszcze kwestja, którą ów program wysuwa, kwestja mająca pewien pozór użyteczności, to skupianie się narodu. Ale i tu także widzimy jakby rozmyślne zamykanie oczu na to, jakie to masy rozproszone ludu polskiego skupiaćby należało, i takie stawianie kwestji, jak gdyby autorowi szczególnie szło o odpolszczenie Litwy i Rusi, o przyzwyczajenie nas do tej myśli, że jesteśmy tam nie narodem, mieszkającym u siebie w domu, ale jakąś kolonją, podobną do kolonji amerykańskich lub galicyjskich. Jeżeli chodzi o skupianie narodu — to dlaczego zapominać o tem, że corocznie wychodzi