Strona:PL Edward Abramowski-Pisma T.4 284.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się dobrowolne z siedziby ojców, osiągniemy to wzmocnienie. Do tego prowadzą inne drogi i inne idee — idee siły. O nich teraz muszę powiedzieć słów kilka.
Więc przedewszystkiem doprowadźmy do końca, konsekwentnie i wytrwale, wielką sprawę, najpilniejszą dzisiaj, sprawę unarodowienia miast, spolszczenia całego handlu iprzemysłu. Dopóki tak ważne dzisiaj ogniska życia społecznego znajdować się będą w rękach obcych i wrogich nam, dopóty nie może być mowy o odporności narodu. Wiem, że w kwestji tej występują różne zasadzki uczuciowo — ideowe, różne „humanizmy“, „tolerancje“, „idee asymilatorskie“ i t. p.; ale trzeba spojrzeć odważnie niebezpieczeństwu w oczy, spokojnie i logicznie odpowiedzieć sobie na to, czem jest dziś naród bez własnych miast, bez własnego handlu i przemysłu, dzisiaj, gdy w miastach, w ogniskach gospodarki kapitalistycznej, tworzy się cały ruch życia zbiorowego, skupiają się wszystkie siły ekonomiczne społeczeństwa. Nie można być „humanistą“ kosztem własnej ojczyzny, bo „humanizm“ staje się wtedy zwyczajnem tchórzostwem życiowem, maskowaną słabością, udekorowaną ładnemi słowami zdradą.
Po wtóre — jest sprawa umiejętnego i zgodnego z interesami narodu zorganizowania wychodźtwa. Chodzi tu nietylko o wydarcie tysięcy ofiar ze szpon ajentów i z niewoli junkierstwa pruskiego, lecz o to także, że wychodźtwo zorganizowane umiejętnie stać się może wzmożeniem dobrobytu ludowego, a skierowane częściowo poza Bug, do wielkich gospodarstw Litwy i Rusi, może przyczynić się do zaciśnięcia węzłów narodowych i zbliżenia się z pobratymczemi ludami, które od wieków zamieszkują jedną z nami ziemię i tę samą co my przeżyły historję. Wiemy o tem dobrze, że gdzie niema agitatorów, szczujących i tworzących nienawiści, tam chłop polski i rusiński lub litewski żyją w zupełnej zgodzie, rozumieją się i współczują. Tym, którzy propagują etnograficzną Polskę i śpiewają „Requiem“ nad Unją lubelską, radziłbym przemieszkać jakiś czas w zaściankach szlacheckich Litwy, poznać ciche wsie Wołynia i Podola, do których nie doszła jeszcze agitacja nacjonalistyczna, a przekonają się wtedy z łatwością, że „Unja“ nie jest martwem wspomnieniem historji, lecz faktem przyrodzonym i żywym, wspólnością synów tej samej ziemi. Zetknięcie się szersze tych ludów, przez wychodźtwo sezonowe, utrwaliłoby tylko te natu-