berdyczowskiej, zwanej fortecą Najśw. Maryi Panny[1]. Cuda wyraźne się działy, poświadczone nawet przez Moskala samego, Kreczetnikowa, brata dowódcy moskiewskiego. Puławski po trzykroć odparł szturmy moskiewskie, czyniąc wycieczki zwycięskie, sam kierował działami i razu jednego w ten sposób zabił konia pod dowódcą moskiewskim, a kiedy walki i szturmy ustawały, upadając na twarz przed cudownym obrazem, ze łzami i łkaniem opieki Matki Bożej upraszał. Był to mąż zaprawdę bohaterskiego męstwa, o prawa ojczyste i wiarę najgorliwszy, typ starych Polaków. Czujność jego była niezmordowana, w nocy sam odbywał straż przy bramie“ (Współczesna kronika). Niestety, nie było tylko tam Kordeckiego. Ks. Marek, o którym mówią niektórzy, że był w Berdyczowie — mylą się. W tym czasie ks. Marek był w Barze. Zupełny brak żywności był przyczyną, że po 17 dniach oblężenia (od 28 maja do 14 czerwca) musieli Konfederaci ustąpić z Berdyczowa, a Moskale zajęli fortecę. D. 22 czerwca dowódca moskiewski Kreczetnikow wyszedł z fortecy, zabrał stąd 48 armat i wszystką broń; zostawił tylko cztery nieużyteczne armaty, większe zaś rozkazał pozagważdżać wewnątrz kulami. Pozostali zaś 200 Moskali dopiero
- ↑ Przez cały czas oblężenia, to jest w przeciągu 17 dni wrzucili Moskale do fortecy 711 granatów, bomb zapalnych 84, kul żelaznych, ważących od 10 do 24 funtów 1569. Wystrzały zaś z armat kartaczami, jak również z ręcznej broni prawie nie ustawały, a wszystko to żadnej szkody nie przyniosło ani fortecy, ani kościołowi, który górował nad fortecą. Cała strata ze strony Konfederatów była: jeden poległ, ugodzony spadłem z muru drewnem, drugi gruzami zasypany, trzeci zabity kulą armatnią i czwarty od tej samej kuli miał rękę urwaną. Trzej polegli od ręcznej broni. Ogółem 10 ludzi. Nadto podczas wycieczek zabito 28. Rannych dziewięciu. Konfederatów w fortecy było około 700, drugie tyle różnych osób, co się schroniły przed Moskalami do fortecy. Obraz Najświętszej Panny przez wszystek czas oblężenia nie był zasłoniony i kościół ciągle stał otwarty dla pobożnych, którzy bez przerwy ciągle trwali na modlitwie. O. Przeor (O. Józef) nieustraszony, zawsze wesół i pełen ufności, odprawiał każdego dnia Mszę św. za dusze zmarłych bardzo rano, gdy Moskale najpotężniej strzelali i przez okna do samego kościoła leciały granaty, które rozrywały się, ale nigdy nikogo nawet nie zraniły. Kule dolatywały aż do tronu Najświętszej Panny; razu jednego z ołtarza upadła statua anioła wpośród duchowieństwa, ale nikogo nie uszkodziła. Dzieci tak były ośmielone, że bez żadnej bojaźni patrzały na kule ogniste padające na ziemię, biegły jedno przed drugiem, aby je podnieść i zanieść przed ołtarz Najświętszej Panny; wszystkie bowiem kule, które spadały, były składane przed ołtarzem. Moskali zaś przez ten czas i przez strzały z fortecy i przy wycieczkach, jak się okazało przy ich grzebaniu, przeszło 1000 poległo.