Strona:PL Edward Nowakowski-Wilia w Usolu na Syberyi 1865 roku.pdf/12

Ta strona została uwierzytelniona.

cha, każdego całuje. A tu na wszystkie strony chwytają, ściskają, aż go znowu panie proszą, zeby przyszedł do nich. Znowu księża od pań go odbierają. On księży w ręce całuje, a księża ręce chowają albo za szyję go obejmują. I końca tegoby nie było, gdyby Downar Zapolski, zarządzający kuchnią, nie wołał na całe gardło donośnym głosem, żeby wszyscy siadali. Pomimo to jednak jeszcze niektórzy się ściskają i niejeden łzy ociera, — inny znów oczy wznosi, jakby chciał siłą natężonego wzroku dosięgnąć kraju i swoich kochanych.
Lecz oto już wszyscy siedzą i żwawo jedzą, bo głodni. Nie nie mówią — cicho — tylko posługujący uwijają się i słychać brzęk talerzy i szklanek, to znowu głos Downar Zapolskiego, dyrygującego posługującymi. Jakby jaki marszałek dworu, pokręcając wąsiki czarne, chodzi w około poważnie i pyta, czego komu potrzeba, ale najwięcej do stołu pań się zwraca, zachwala potrawy, które przygotował, i każe sobie dziękować. A sam ślicznym był mężczyzną, więc mówią mu panie: muszą być potrawy dobre, kiedy tak piękny kucharz je gotował.
Rychło sprawiliśmy się z jedzeniem. Po jedzeniu znowu cicho. Księża głośno razem pacierze mówią, już nie tak rzewnie i czule, jak przedtem. Kiedy ze stołów wszystko pozdejmowano, niektórzy zaczęli śpiewać kolendy, ale jakoś śpiew nie szedł. Dr. Łagowski zaintonował: „Boże, coś Polskę“, ale coś nie wtórują. Co zaczną śpiewać, to zaraz i ustają. Jakoś bardzo smutno się wszystkim zrobiło. Podzielili się wszyscy na kółka i