sprzęty takiego starego domu; bardzo starego, bo Joachim ogrodnik, który już ze 70 lat ma, najpewniej opowiada, że zbudowano go za młodości jego dziadka. Nazbierać się też tam musiało rzeczy różnych przez czas tak długi i przez życie tylu pokoleń. To też młody Franuś Kulik, w najbliższe zapusty ożenić się mający, gwałtownie ludzi rozpycha i z rękami zuchwale na kłębach opartemi staje najbliżej ganku. Ale młynarz Zawruk i handlarz Mendel nikomu na licytacyach ustępować nie przywykli; więc pierśmi, jak taranami, o stalowe łokcie buńczucznego[1] zagrodowca tłuką, a oczami pożerają ustawioną na brzegu ganku kanapę długą, głęboką, całą z mahoniu[2], z ogromemi poręczami i obiciem, na którem śród tła ciemnego blednieją dwa spłowiałe, na kanwie[3] wyszyte pejzaże[4]. Dawno już te pejzaże wyszytymi zostały, bardzo dawno, bo stary Joachim był chłopcem kredensowym i może jeszcze dziesięciu lat nie miał, kiedy starsza pani wyszywała je w krosnach takiemi pięknemi włóczkami, że pociągały one wzrok i ręce malca, ilekroć froterując posadzkę[5], na krosna okiem rzucił. Wtedy też starsza pani była jeszcze młodą i do pięknej roboty nie zbliżała się inaczej, jak z wesołem nuceniem. Czasem, gdy pana nie było w domu, a dzieci
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Śmierć domu.djvu/07
Ta strona została uwierzytelniona.