pod wiązem ława; idzie dalej, w wązkiej, lipowej alei pacierz mruczeć zaczyna i przerywa go sobie na widok brzóz płaczących, przed któremi długo kiwa głową, aż skręciwszy na inną znowu drogę, kroki wstrzymuje przed wielkim klombem krzewów. Na bez koralowy patrząc, palcem dotyka oczu i wraca do kasztanowej alei, z której skręca w inną, złożoną z lip i jesionów, aż znowu znajduje się pod wiązem i od niego stąpać zaczyna wzdłuż szeregu brzóz płaczących. Tak chodzi po jednych wciąż miejscach, zamyślony, czasem palcem dotyka oczu, czasem ręką czyni gesty zastanowienia, a za nim, tuż za skrajem jego długiej siermięgi, chodzi stworzenie chude, smutne, nieśmiałe, ze spuszczonym ogonem i pyskiem, tak cicho stąpając, że kroki jego na zwiędłych i mokrych liściach nie sprawiają żadnego szelestu. Raz przecież, tam gdzie liści było najwięcej, zaszeleściły. Joachim ogląda się i staje. Człowiek ze spuszczoną twarzą i pies z lękliwie podniesionym pyskiem patrzą na siebie przez chwilę niezmiernie smutnemi oczyma.
— Pójdź, Azor!
Żółty pies uszom swoim nie wierzy, aby ktokolwiek jeszcze na świecie mógł doń przyjaźnie przemówić; Stoi i czeka.
— Pójdź, Azor.
Teraz pies śmielej już nieco za długą siermięgą człeczyny iść zaczyna, i obydwaj wychodzą z ogrodu.
Przed domem, na ganku i na dziedzińcu już ani duszy żywej niema, Odjechali, odeszli wszyscy. Cicho. Drzwi domu z wypukłym rysunkiem zamk-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Śmierć domu.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.