te rzeczy, i wiele innych jeszcze, w tym rysunku pana są — choć nie są — myślą artysty w postać tę wetchnięte, i oko widza, które myśl artysty zrozumieć jest zdolne, do siebie przykuwające.
Im dłużej trzymałam oko swe przykutem do postaci przez pana narysowanej, tem natarczywiej oblegały mię wspomnienia czegoś dawniej znanego, kogoś, niegdyś widywanego z blizka. Zdarza się, że z toni przeszłości, czemś z zewnątrz dotkniętej, nim wyłonią się głosy i rysy, wychodzą echa i mgły. Widma to są zjawisk, które czas potopił w morzu zapomnienia. Na dnie topieli przecież zjawiska nie pomarły, tylko śpią i, tknięciem z zewnątrz obudzone, powstają zrazu echem i mgłą, a potem głosem, kolorem, kształtem. Rysunek pana, pełen wnętrznych głębin, był tem tknięciem z zewnątrz, które zrazu z głębin moich wywołało widma. Do kogo podobna? Do kogoś dobrze mi niegdyś znanego podobna! Kędyś, u kogoś, widziałam takie same oczy, patrzące w otchłań, taką samą linię ust, przez bezbrzeżne zmartwienie wygiętą, włosy po ramionach i piersi tak samo spływające, ręce w zniechęceniu śmiertelnem na kolana opadłe. Kim ona była? Gdzie była? Jakby zboże złote na szerokich łanach zaszumiało! Jakby lipowy kwiat zapachniał! Śliwki czarnym gradem posypały się
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/015
Ta strona została uwierzytelniona.