sność, duszność — to rzeczy zwyczajne, odpustowe i jarmarczne, w wieczory też zimowe doświadczane, bądź taneczne, bądź takie, gdy w świetlicach, szczelnie przed wichrem i mrozem zamkniętych, furczenia wrzecion okręcanych ścigają się i przeganiają z tonami śpiewanych pieśni.
Brzegiem ściśniętej gromady, pod rosochatemi wierzbami, lub na ściętych kłodach, które tu sobie ktoś zapewne w budowlanym celu jakimś przysposobił, zasiedli ludzie starsi, tańcom przypatrujący się tylko, gwarzący, w surdutach, kapotach, w obuwiu grubem, w czapkach zmiętych z daszkami, a gdzieniegdzie to i w wielkich baranich czapach, pośród których sporo też jest głów odkrytych, siwiejących, albo i cale już jako srebro lub mleko zbielałych. Sami to są Tuczynowie. Ze trzydziestu ich jest, albo i więcej, samych ojców i gospodarzy tylko, a co zapytać którego, jak się nazywa, to odpowiada: »Tuczyna«.
Kilku Glindów tylko zmieszało się tu jakoś, a i tym los nie posłużył dobrze, bo najubożsi są, najmniej znani, tak, że i dowiedziawszy się, iż są, rychle zapomnieć o tem można. A zresztą, sami Tuczynowie. Jakże się tu pomiędzy takiem mnóstwem jednakowo nazywających się ludzi rozpoznawać? Oto jak: przezwiska swoje
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.