toką, jak roztopiony karmel przeźroczystą. Od okna zalatywała woń lewkonii kwitnącej w wazoniku i łączyła się z zapachem miodu. Kiedy zaś, w te wonie i w zimne, ale jasne światło niebieskiego oka, tabakierka dziaduniowa po ukończeniu poloneza posypała szklane dźwięki niby sentymentalnego, a niby skocznego walczyka, pan Apolinary, ni ztąd z owąd, ruchem obcesowym obok Anastazyi usiadł.
Pierwszy to raz instrumencik ten widział on i słyszał, a na koncerty, o których często opowiadał, niepomny, ogromnie się nim zaciekawił i zachwycił.
— Zadziwia mię — mówił — że taką delikatną i milutką muzyczkę w Tuczyńcach usłyszeć mogę!
Trochę obcesowo przy Anastazyi usiadłszy, szafirowe oczy swe przez chwilę w twarz jej wlepiał, aż znowu ruchem nieco nagłym z miejsca się porwał i z ukłonem poprosił, aby choć trochę potańczyć z nim chciała.
— Niechże ja z tą pamiątką strony tutejsze opuszczę, że panna Anastazya, z nikim nigdy nie tańcząca, mnie jednemu honor ten uczyniła!
Gdy mówił to, oczy jego, płonące jak żarzewia, na twarzy dziewczyny gorący rumieniec zapaliły. Chciała tłómaczyć się, odmawiać, ale mocy wzroku jego ulegając, powstała, a on ra-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/096
Ta strona została uwierzytelniona.