rzekła, że o dziadunia bardzo jest niespokojna, ponieważ słabym czuł się wczoraj, a i dziś, przeciw zwyczajowi swemu, coraz sobie potrosze przylegiwa. Już też i biegała dziś do niego razy ze trzy, a gdy ściemnieje, pobiegnie znowu, aby wieczór z nim przepędzić, albo i na noc, dla usłużenia mu w razie potrzeby, przy nim pozostać. Gdy mówiła to, łzy do oczu jej nabiegały i staczały się na szarą chustkę, którą sobie część twarzy zasłaniała.
— Już tak modlę się, tak z całej siły modlę się, aby Ojciec niebieski dziaduńka mi zachował. Strach aż do kości mię przemraża, gdy pomyślę, że z nim to samo stać się może, co się stało z babuńką. Sama jedna jestem na świecie, jak ten kłos na zżętej niwie, i on tylko jeden ma dla mnie serce miłujące. Ja go też nad życie, nad wszystko miłuję, i gdybym go utraciła, to już i nie wiem, jakbym żyć zdołała na tym zimnym, wrogim i takim zmiennym, zmiennym, niczego niepewnym świecie!
Strach i smutek istotnie przemrażać ją musiał aż do kości, bo w dużej chuście swej drżeć zaczęła i otulać się nią, jakby przed mrozem, chociaż pomimo chmur i wilgotności w powietrzu rozlanej zimno nie było cale.
— Dlaczego w domu nie siedzisz? Tam cieplej...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.