Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

— Poczekajcie! stańcie na minutkę! poczekajcie!
A pan Cyryak obrócił ku mnie twarz, którą zaduma dziwna, bo jasna bardzo, przyoblekła, i głos drżał mu trochę, gdy mówić począł:
— Znowuż tedy błogosławieństwo Boskie razem z nią na okolicę naszą spływa! Bo jako Magdalena, na puszczy pokutująca, tak ona świętą jest, i jako celnikowi temu, który ze skruchą w piersi bił się, grzech popełniony, chociaż i ciężki, dawno już pewnie Bóg miłosierny odpuścić jej raczył...
— Grzech? — powtórzyłam. — Ona wygląda tak niewinnie i słodko, żem nigdy w to gadanie ludzkie o jej grzechu uwierzyć nie mogła.
Pan Cyryak na to uśmiechnął się tylko pod krzaczastymi wąsami, głową wstrząsnął i z cicha wymówił:
— Bóg jeden ludzkich serc i losów świadom! Bóg jeden wie wszystko! A tego, co ja o tej świętej wiem, mówić mi się nie godzi!
Tymczasem, pośród drogi, rozegrywać się poczęła scena tłumna, a z pod bramy obejścia Anastazyi we wszystkich szczegółach swych widzialna. Nie sama tylko Anastazya