rumieńców częstych, czy dla słodyczy głosu i spojrzenia, coś tak panieńskiego, że lubo nie wiedząc czy zamężną jest, albo niezamężną, Tuczynowie panną Józefą, lub po prostu panienką, nazywać ją poczęli. Jej zaś te tytuły za każdym razem rumieńcami bladą twarz oblewały, aż nie wytrzymała i poprosiła:
— Nie nazywajcie mię, proszę, panną Józefą, ani panienką ale tylko wprost Józefą. Jestem sługą Boską i ludzką, nazywam się Józefa, i oto już wszystkie godności moje i tytuły.
Zagroziła nawet, że jeśli tej prośby jej nie spełnią, nigdy już do Tuczyniec nie przyjedzie. Chcąc nie chcąc tedy, musieli nazywać ją Józefą i mówić jej »ty«, co zresztą trudności wielkiej nie sprawiło, bo krom delikatnej postaci i tej muzyki jakiejś, która z poruszeń jej dobywać się zdawała, wielmożności nijakiej czuć w niej nie było. Korzyści zaś z tej najpierwszej bytności jej w Tuczyńcach okazały się znaczne. W domu Nawróciciela ze trzy doby przepędziwszy, żonę jego białymi proszkami wyleczyła od febry i dwóch sąsiadów, w kłótni z sobą będących, pogodziła. Bo nie tylko tych proszków białych i inszych nieco woziła z sobą, ale też rozum przenikliwy, wymowę znaczną i wiadomość dobrą tego, na co Boskie i ludzkie prawa pozwalają lub nie pozwalają. Tedy jak zaczęła
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.