sach do szorstkiej odzieży przytulonych, chwilę jakąś usta zatapiał, a potem zlekka ją od siebie usuwając, z gestem ręki i głowy niejaką dumę oznaczającym, dodał:
— Wystarczy nam dwojgu na siakie takie zreparowanie tej rozwaliny, jaką jest byt Piszczałków. Na północy, hen! dalekiej tam ziemi, konopiem zasiewał i sznury z nich z kilku kolegami pospołu ukręcał, a Bóg pracy naszej błogosławił. Nie zbraknie też mnie, ani dziedziczce mojej chleba z okrasą, choćbyśmy i do gruntu toń tę znurtowali, w której Piszczałkowie po szyje już są zatopieni! A że nie osobliwie zacni to ludzie, owszem, cale...
Tu schmurzył się znowu i z najeżonymi wąsami z cicha wtrącił:
— Cale nawet psombraty...
Poczem raźnie znowu dokończył:
— To niech ich tam Pan Bóg sądzi! Może i odpuści?... Kto w górze bywał? A tera, Naściu, wieczerzać dawaj i co prędzej, bom głodny jak wilk!
— O, jak to dobrze! — śmiejąc się, zawołała Józefa — bom ja też głód uczuła i chętniebym co zjadła!
Naścia strzałą skoczyła do kuchenki, wołając:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.