uwiądł i nic dziwnego, bo starość to była głęboka; wszakoż trzymał się jeszcze prosto, a z wysokim wzrostem swym, szerokiemi ramionami i wielkiem czołem wyglądał poważnie i silnie. Anastazya, szeroko ramiona otworzywszy, mocno go niemi objęła, i cała przytulając się do niego, mówiła, że tęskno jej za nim, że podczas to już i wytrzymać bez niego trudno, że przybiegła i, w domu go nie znalazłszy, czekała, a doczekawszy się, już nie puści go tak rychle i na cały wieczór do siebie zabierze. Chustkę, która w czasie powitania tego z pleców jej opadła, ze śniegu podnosząc, zapraszała:
— Chodźcie państwo do mojej chaty, bądźcie łaskawi, na cały wieczór chodźcie! Tabakierkę dziaduniową nakręcimy i grać nam będzie, pogadamy sobie, może »Trenów«, albo »Żywotów Świętych« nieco poczytamy!
— A no! — z zakłopotaniem czapki baraniej dotykając, mówił p. Cyryak — poszedłbym! chętliwiebym poszedł! tylko, że teraz u ciebie te psom...
Śmiejąc się, ręką usta mu zakryła.
— Nie wygadujcie, dziaduńku, nie wyrzekajcie i nie bójcie się! Dziś u mnie cicho jest, jak makiem posiał. Stryj Dominik na jarmark pojechał, stryjenka z Salką Kwiczołowej w przędzeniu pomagają, jako że wesele córki ich wprędce już odbyć się ma, tedy przędziwo do
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.