wypalała». Wysoka, a od wychudnięcia i słabości, nakształt trzciny cienka i wiotka, podeszła zaraz do Naści, pytając:
— Gości przywiodłaś? Może co zrobić? do kuchni pójść? ze śpiżarki przynieść?
Naścia żartobliwie za długą kosę złotą, którą na plecy spuszczoną miała, ją ujmując, odpowiedziała:
— Nic inszego czynić nie masz, jeno grzecznie usięść i nie kaszleć. To jedno do ciebie przynależy, abyś nie kaszlała i kontenta sobie była. Dziaduńku, czy Martka byle trochę lepiej teraz wygląda? Mnie się wydaje napoły już prawie uzdrowioną. Proszę popatrzeć i powiedzieć!
Pan Cyryak na dziecko biedne patrzał i po wielkiem jego czole zmarszczki przewalały się, jak wzdęte fale. Raźnie przecież zawołał:
— A no, zuch dziewczyna! Wyglądasz, Martka tak, jakbyś wprędce ozdrowieć miała. Jeszcze i ja na weselu twojem nogi do tańca poruszę!
Radość promieńmi strzeliła z twarzy dziewczyny, która też wnet pogarnęła się do Naści i ręce na szyję jej zarzucając mówiła:
— Zbawicielko ty moja! Aniele, na ratunek mi z nieba przysłany! Jeżeli żywa ostanę, to ty mię, jak druga matka, światu przywrócisz!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.